Jako że znów miałam 18 urodziny, a imprezy robić nie chciałam, zaproponowałam więc spędzenia tego dnia w górach, rok temu padło na Śnieżnik. Zaprosiłam znajomych, znalazła się trójka wspaniałych ludzi o wielkich sercach i pojechaliśmy zdobyć Wielką Sowę. Planując trasę zazwyczaj jeżdżę palcem po mapie, sprawdzam czy zimą wybrane szlaki nie są zamknięte i przebieram w kolorach szlaków. Wybrałam na start miejscowość Kamionki. Żółtym szlakiem, teoretycznie, dotarliśmy na szczyt Wielkiej Sowy, później do Małej Sowy, zawróciliśmy tą samą drogą do Wielkiej i tam odbiliśmy najpierw czerwonym szlakiem, zatrzymaliśmy się w Schronisku „Sowa” i stamtąd żółtym szlakiem do Koziego Siodła. Dalej czerwonym do Przełączy Jugowskiej, gdzie skręciliśmy w szlak zielony i dotarliśmy do parkingu.
No, to tyle suchych faktów 🙂 Nasz ekspedycja zaczęła się o 9.30 czasu lokalnego, kiedy tylko zebrała się ekipa i zabraliśmy ekwipunek. Pogoda wcale nie zapowiadała się najlepiej, było szaro i mglisto, a do tego śnieg zrobił się mokry od dodatniej temperatury. Ale najważniejsze, że był! Na pierwszy ogień poszedł niemal dziewiczy żółty szlak. Dziewiczy, bo ostatnio szedł ktoś tamtędy kilka dni/tygodni wcześniej sądząc po niemrawych śladach obuwia. Na szczęście mieliśmy perspektywy, że jesteśmy na dobrej drodze.
Gdzieś na wysokości złączenia szlaku żółtego z zielonym coś poszło nie tak. Oznaczenia szlaków zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach, mężczyźni dywagowali nad mapą i sprawdzali dostępne opcje, a dziewczyny z Bohunem zrobiły sobie przerwę. Na przykład na kanapkę z gulaszem angielskim.
W międzyczasie urządziłam sobie wyzwanie akrobatyczno – logistyczne w postaci zdjęcia kalesonów spod softszelowych spodni. Nie ubierajcie kalesonów, kiedy nie ma ujemnej temperatury i kiedy zapowiada się podejście. I koszulka termiczna wystarczy. Bez bluzy. Cała prawda. Złota zasada – ubieramy się jakby było 5-10 stopni więcej niż jest. Kiedy zacznę ją stosować? Doszło nawet do ściągnięcia czapki. A musicie wiedzieć, że nie wychodzę z domu bez czapki, kiedy temperatura jest niższa niż 15 stopni. Na plusie oczywiście.
Po namyśle ruszyliśmy jedną z wybranych dróg. Nie mam pojęcia, która to na mapie. A już na pewno żaden ze szlaków. Przedzieraliśmy się przez śnieg sięgający kolan i psiego kłębu i najprawdopodobniej szliśmy po wierzchołkach małych choinek. Tak, nie było tam ścieżki. Łukasza puściliśmy przodem żeby torował reszcie drogę, bo jako jedyny dorobił się stuptutów. Chociaż i tak już wszyscy mieli śnieg w butach. Ale za to było przepięknie!
W końcu dotarliśmy do jakiejś drogi, która powiodła nas nas prosto na zaginiony żółty szlak.
Krótko po tym zdjęciu w końcu spotkaliśmy ludzi! Jeszcze chwilę pomaszerowawszy, podziwialiśmy śnieżny krajobraz, by z chwilę…
…zdobyć szczyt!
I odnaleźć słońce 🙂
Wieża widokowa była czynna, za wejście trzeba zapłacić kilka złotych, a tablica informacyjna głosi, że z psem nie można. Ale jednak można 🙂 Wejście jest dość klaustrofobiczne, a schody raczej mało zachęcające dla psa, ale udało nam się wejść na górę. Dzielny Bohunek!
Bohuniałke nie był zainteresowany podziwianiem widoków, on miał w głowie tylko jedno, tylko jeden cel…
Ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem w poszukiwaniu Małej Sowy. Całkowicie płaską drogą – to ważna informacja.
I bylibyśmy przeszli tę Małą Sowę, nawet o tym nie wiedząc, gdyby nie jedna maleńka tabliczka.
Wciąż w lekkiej konsternacji zawróciliśmy na Wielką Sowę i tam odbiliśmy w czerwony szlak.
Dotarliśmy do Schroniska „Sowa”, gdzie zjedliśmy zupę i pyszne pierogi ruskie i z jagodami. Mogliśmy wejść z psem, ale tylko do pierwszego stolika, gdzie były kafle, bo reszta drewnianej podłogi ponoć przejdzie wilgotnym psem 🙂
Po wyjściu ze schroniska zrobiło się całkowicie mglisto. Trasa powrotna była zdecydowanie łatwiejsza i mniej malownicza. W okolicach Przełęczy Jugowskiej zaczęło się ściemniać, więc przyspieszyliśmy kroku. Na zielonym szlaku było kilka zejść, gdzie musieliśmy szczególnie uważać, za to Bohun miał niezły fun i średnio reagował na komendy spowalniające. Zaliczyłam więc jeden dupozjazd 🙂 Końcowy etap prowadził drogą przez całe Kamionki. Endomondo wskazało 25 pokonanych kilometrów. Jeszcze przed drogą powrotną napiliśmy się wciąż niemal wrzącej herbaty z termosu, a Bohun dostał solidna porcję mięsa. To był wspaniały dzień, chyba jedne z najwspanialszych urodzin, a trochę ich było. Cudowne krajobrazy, masa śniegu, wycieczka, towarzystwo fantastycznych ludzi i naszego najdzielniejszego psa. Kocham w nim to, że zawsze ma chęci na wycieczkę. Zawsze ma humor. Nie zważa na śnieżne kulki na łapach, trudne warunki czy metalowe schody. Po prostu korzysta i czerpie z tego, co mu fundujemy. Czy to będzie wołowina czy spacer po osiedlu czy wyprawa w góry. Ten pies to najwspanialszy prezent, jaki mogłabym sobie wymarzyć, choć przygarnięty zupełnie bez okazji.
I to by było na tyle 🙂
Mega foty! Przepiękne no! Właśnie takich mi z tej zimy brakuje. W lesie z drzewami uginającymi się pod śniegiem. Kasia, a ja jestem pała wołowa, że nie złożyłam Ci życzeń. Ale jak tak patrzę, to Ty chyba wszystko masz. Wielką miłość i superpsa. A nie. Wiem czego Ci życzyć. Żeby się Bohuniałke przytulasty zrobił. I wtedy będzie wszystko. Ściskam kochana!
Hej,
Świetne ujęcia – mocno puchowo! Razem z Sunny też zdobyliśmy Sowę kilka miesięcy temu. 🙂 Poniżej mała wideo-relacja:
http://labtrekking.com/trekks/peak-wielka-sowa-1015-m/
http://labtrekking.com/trekks/mountain-pass-kozie-siodlo-885-m/
Gorąco pozdrawiamy.
Absolutnie wspaniały pomysł na spędzenie urodzin! I takie piękne zdjęcia! Ojej, tak strasznie żałuję, że nas z Wami nie było! Raz jeszcze wszystkiego najlepszego! :*
PS. Czarno-białe zdjęcie Daniela z Bohunem wygląda jak żywcem wzięte z wiekowej kroniki taterników. 😀
Tylko zazdrościć! Piękna sceneria 🙂
Świetne miejsce nas spędzenie miło czasu. Tylko pozazdrościć! 🙂
Śliczne zdjęcia! ♥
Pozdrawiamy!
http://codziennebeagle.blogspot.com/
Jakie widoczki! Z dalmatem w takie zaspy bym się nie udała, ale może w wakacje… 🙂
Puenta ❤
Piękne zdjęcia. Marzą mi się góry z psem, a taka Wielka Sowa wygląda zachęcająco. Na początek szukam czegoś co sprawi, że wrócę z zębami;)
Piękne zdjęcia, chyba nie napiszę niczego odkrywczego, ale rzeczywiście cudowne ujęcia! Mam pytanie odnośnie oceny trudności podejścia na szczyt. Wybieramy się w lipcu na Snieżnik, Sowę itp.. i zastanawiam sie czy moje 8 łap da radę. Pierwsze 4 łapy po górach latało- Karkonosze zwiedziliśmy, http://apetete.pl/blog/co-warto-zobaczyc-w-karpaczu-czesc-i/ ale druga nigdy nie była. Ogólnie widzę, że kondycyjnie jest wytrzymała przechodzi ze śródmieścia na Bielany spacerkiem na luzie, ale góry to inny level…Będę wdzięczna za podpowiedź, dziękuje 🙂
i pozdrawiamy – Bohunek rzeczywiście śliczny!